 |
Pani Beata Agopsowicz, źródło: autorka |
Pani Beata
Agopsowicz, autorka książek 'Cztery pory miłości' i 'Trudne wybory miłości', której
książkę recenzowałam niedawno (Recenzja
książki), zgodziła się na rozmowę. Oto ta rozmowa (przeprowadzona metodą
elektroniczną):
LZ: W Pani
książce terapeutka łączy się z pisarką. Co było pierwsze, gdy postanowiła Pani
napisać książkę? Problem do opowiedzenia czy historia?
BA: W dzieciństwie marzyłam o napisaniu książki i zostaniu sławną pisarką.
Podejmowałam małe próby w tym kierunku, pisząc do szuflady. Po latach
odgrzebałam to dziecięce pragnienie i zastanawiałam się, w jakiej formie
mogłabym przekazać to, co jest dla mnie ważne. Chciałam przekonać, że warto
trwać w nierozerwalnym małżeństwie, walczyć o nie ze wszystkich sił.
Zdecydowałam się na powieść, która wydaje mi się formą bardziej przyswajalną
niż typowe poradniki. Moim zamysłem było, by napisać książkę dla
zapracowanych kobiet, żon i matek; książkę, którą łatwo i przyjemnie by się
czytało, taką "wciągającą", ale jednocześnie taką, po której
przeczytaniu pozostaje coś w głowie i sercu. Pomysł na książkę zrodził
się właściwie w jednej chwili, podczas spaceru z rodziną. Chciałam, by
opowiedziana w książce historia była pomocą, światełkiem w tunelu dla osób,
które przeżywają trudności.
Podsumowując
i odpowiadając na pytanie: chyba najpierw był problem, który chciałam
przedstawić, a potem powoli rodziła się historia oparta na bazie doświadczeń
nabytych w pracy z małżeństwami i codziennych obserwacji.
LZ:
Dużą rolę dla bohaterów książki ma zrozumienie drugiej strony i odwrotnie -
brak zrozumienia, nierozmawianie ze sobą. Czy mediacje w problemach rodzinnych
naprawdę zaczynają się od rozmowy?
BA: Mediacje rozpoczynają się od indywidualnych spotkań mediatora z każdą ze
stron, podczas których przedstawiają problem, swój punkt widzenia w zaistniałym
sporze, nieraz odkrywają go z innej strony. Ostatecznie dochodzi do
wspólnego spotkania małżonków i mediatora. Celem takiego spotkania nie jest
rozmowa z mediatorem, ale małżonków ze sobą. Osoba trzecia ma tylko im
towarzyszyć, by umożliwić spotkanie osobom, którym często bardzo trudno podjąć
dialog. Mediator czuwa nad przebiegiem tego spotkania, natomiast nie bierze
czynnego udziału w rozmowie, nie podsuwa rozwiązań. Często takie spotkanie
staje się początkiem wejścia na drogę odbudowywania rozpadającego się związku.
LZ: Czy
pisanie jest dla Pani misją, rozrywką czy pragnieniem pomocy czytelnikom?
BA: Po części pełni każdą z wymienionych przez Panią ról. Muszę podkreślić, że
nie byłoby tej książki gdyby nie Boża inspiracja i Jego pomoc w trakcie
pisania. Wierzę, że jest to zadanie, misja, którą On mi wyznaczył. Jak już
wspomniałam wyżej, poprzez książki chciałam wspierać osoby przeżywające
trudności. Najważniejsze jest dla mnie to, że dostaję sygnały o tym, że
moje książki dotykają czyjegoś życia, poruszają serca, komuś niosą nadzieję.
Pisanie jest też dla mnie rozrywką, realizowaniem marzenia, powoduje, że
odrywam się od codziennych zajęć. Choć oczywiście nieraz wiąże się z dużym
wysiłkiem, by ogarnąć jednocześnie dom, dzieci, pracę, obowiązki...
LZ: Jakie książki
Pani lubi czytać? Jakie gatunki, jakich autorów?
BA: Wychowałam się na książkach Małgorzaty Musierowicz i nieraz do nich wracam,
oczywiście na bieżąco czytam jej nowe książki. Kiedyś zaczytywałam się w
kryminałach Joanny Chmielewskiej. Obecnie lubię czytać książki z przesłaniem,
powieści obyczajowe nawiązujące do wartości chrześcijańskich, np. Karen
Kingsury, Francine Rivers. Ostatnio sięgam również po literaturę typu Magdalena
Kordel czy Dorota Gąsiorowska. Nie przepadam za poradnikami i nie
znoszę science fiction.
LZ: Znam książkę
Karen Kingsbury. Gdy czytałam Pani 'Cztery pory miłości' od razu mi się
skojarzyła tym, że mówi o trudnościach życiowych, że opowiadaną historią
próbuje dodać czytelnikowi otuchy. W polskiej literaturze popularnej jest
Pani chyba pierwszą pisarką, która ma odwagę wplatać Boga w powieści?
BA: Nie jestem pewna,
czy pierwszą, ale niewiele jest takiej literatury. Natomiast gdy wpadły mi w
ręce książki Karen Kingsbury, pomyślałam, że chcę czytać książki, które
umacniają moją wiarę; pokazują, jak Bóg prowadzi człowieka w przeróżnych
sytuacjach życiowych. A potem jeszcze stwierdziłam, że to świetny pomysł na dzielenie
się swoją wiarą z innymi...
LZ: Czytałam 'Bożonarodzeniowe opowieści
niezwykłe'. Bardzo pocieszyła mnie ta książka. Pamiętam, że pomyślałam, że
szkoda, że u nas jest tak mało takich książek, bo człowiek potrzebuje
literatury, która pociesza albo daje nadzieję, że życie jest dobre.
BA: Zgadzam się. Ostatnio wybieram
tylko takie książki, które mnie wzmocnią, podniosą na duchu. Szkoda mi czasu,
którego i tak mam mało. na czytanie innych. Mam nadzieję, że moje książki
poszerzą grono budujących lektur.
LZ: Na pewno tak będzie.
Odnośnie Pani wypowiedzi o Musierowicz, Rodzina Borejków jest chyba dobrym
przykładem na to, że można rozmawiać o trudnych sprawach i problemach? Przecież
w książce 'Cztery pory miłości' przezwyciężanie konfliktu zaczęło się od
rozmowy w szpitalu?
BA: Chyba każdego, kto czytał
książki Małgorzaty Musierowicz urzekła rodzina Borejków, ciepło panujące w ich
domu, atmosfera pełna życzliwości. Bardzo ważna jest umiejętność spotkania się
ze sobą, cieszenia się swoją obecnością, rozmowy na każdy temat, czego nam
często w naszej zagonionej codzienności brakuje. O tym zapomnieli bohaterowie
mojej powieści i to doprowadziło ich do głębokiego kryzysu. Rzeczywiście
rozmowa staje się początkiem naprawy tego, co sami zepsuli.
LZ: Pamiętam scenę bodajże z
'Nutrii i Nerwusa", w której dziadek uczył dziewczynki, że jeśli się
kłócą, to mają to robić grzecznie. W rezultacie mówiły do siebie 'Za
przeproszeniem, jesteś świnią'. Takie bycie grzecznym chyba ułatwia relacje?
Ale w powieści 'Cztery pory miłości' zaskoczyło mnie to, że ten mąż też miał
swoje racje. Bo czytając książkę wczułam się w punkt widzenia Asi, a
zapomniałam, że i on miał swoje racje....
BA: W kryzysie
małżeńskim zawsze mamy do czynienia z dwoma stronami konfliktu i nigdy nie jest
winna tylko jedna z nich. Najczęściej to konsekwencja braku dbania o relację
małżeńską, braku dialogu... Ważne, by współmałżonkowie mieli świadomość, że są
współwinni trudności w małżeństwie.. Obydwie strony muszą nazwać uczucia, które
się w nich kłębią: gniew, poczucie odrzucenia, poniżenia i odtrącenia,
pragnienie zemsty, odegrania się, wstyd i lęk przed zaufaniem małżonkowi;
powinny przyjrzeć się, ale nie podsycać emocji, by ruszyć w kierunku
jedności...
LZ:
Przeczytałam Pani pierwszą książkę. Czy ta kolejna też kończy się happy endem?
BA: Druga
książka nie jest historią kryzysu małżeńskiego. Opowiedziana w niej historia
kończy się pozytywnie, choć nie tak, jak bohaterka na początku oczekiwała.
Wierzę w Bożą Opatrzność i w to, że Bóg kieruje naszym życiem, czuwa nad nim.
Nie zawsze wszystko układa się zgodnie z naszymi wyobrażeniami, ale z
perspektywy czasu dostrzegamy wartość trudnych doświadczeń. Nieraz nawet
przyznajemy, że jest lepiej niż sami sobie wymyśliliśmy. Książka pokazuje, że
czasem wszystko musi się zawalić, by zbudować coś lepszego i trwalszego.
LZ.: Teraz każdy
pisze kryminały w wersji szwedzkiej. Ma Pani na to ochotę?
BA: Nie, zupełnie o tym nie myślę. Póki co pozostaję przy powieściach
obyczajowych. Moje dzieci namawiają mnie również na książkę skierowaną do
najmłodszych.
LZ: Pamiętam lata temu,
że Andrzej Sapkowski na spotkaniu z czytelnikami mówił kiedyś, że gdy został
pisarzem to przeczytał mnóstwo książek o powieściach, o pisaniu. A jak to jest
u Pani?
BA: Muszę przyznać, że nie przeczytałam żadnej książki o pisaniu.
LZ: Jak Pani
odpoczywa?
BA: Spędzam czas z rodziną, rozmawiam z mężem, bawię się, gram z dziećmi,
czytam książki, piszę książki, leżę na plaży, chodzę po górach…
LZ: Co Pani sądzi
na temat portali społecznościowych?
BA: Uważam, że podobnie jak ze wszystkich zdobyczy techniki, należy korzystać z
nich z umiarem. Z jednej strony umożliwiają nam kontakt z szerokim gronem osób,
sprawiają, że znikają odległości. Z drugiej strony pożerają czas i nieraz
doprowadzają, że rozmawiamy wirtualnie, zaniedbując dialog z najbliższymi nam
osobami.
LZ: Uważam, że jedną z zalet portali społecznościowych jest możliwość do
napisania do ulubionego pisarza, że jego książka zrobiła na mnie wrażenie. Z
drugiej strony wydaje mi się, że facebook wkracza w prywatność znanych osób. To
chyba nie jest dobre?
BA:Na
portalach społecznościowych każdy odsłania swoje prywatne życie na tyle, na ile
chce. Jeśli więcej pokazuje, więcej o nim wiedzą inni, ale na jego własne
życzenie.
Bardzo
dziękuję za rozmowę.